30 kwietnia 2016, „wBialenii”
Mijają dni, tygodnie, miesiące, lata, mikroświat wciąż doświadcza wielu przemian, co nowego się rodzi, coś starego i przegniłego odchodzi. Po ponad pięciu latach aktywności na polskiej scenie mikronacyjnej coraz częściej popadam w sentymentalizm i melancholię, wspominając czasy, które bezpowrotnie minęły i już nie wrócą. Dzisiaj za pośrednictwem „wBialenii” spróbuję wysilić się na ostateczne podsumowanie, a także spróbuję powróżyć z fusów i przedstawię swoją wizję polskiego mikroświata na nadchodzące lata.
Czemu lata, a nie na przykład miesiące? Zdeklarowani pesymiści powinni podnieść alarm, że z roku na rok mikroświat coraz bardziej schodzi na psy i że ostatecznie rozwiązanie kwestii wirtualnej nadejdzie prędzej, niż możemy się spodziewać. Nic bardziej mylnego. Gdyby za wartość, według której możemy ocenić stopień możliwości rozwoju i perspektywiczności mikroświata, uznać liczbę v-państw, to faktycznie można złapać się za głowę. Przyznajmy jasno, że obecnie nie już tylu tak wyrazistych mikronacji, które możemy z łatwością odróżnić, jak kiedyś. Gdy Młody Dębiarz zaczynał swoją „zabawę w państwo” w 2011 roku to odszukał niejaką Micropedię i był zachwycony różnorodnością i bogactwem wyboru. Czego tam można byłoby nie wybrać – Scholandia, Arctiq, Mikrosławia, Eskwilinia, Wielka Polondia, Samunda czy wielkie potęgi w stylu Sarmacji czy Dreamlandu. Dzisiaj już takich mikronacji nie spotkamy, oprócz starych, ogranych wyborów możemy co najwyżej popluskać się w kałuży mikronacji bez pomysłu, powstałych dla samej chęci władzy, bez kreatywnej duszy i bez ludzi, którzy mają jakiś zamysł i chcą go realizować. Gdy kilka miesięcy temu próbowałem poszukać jakiegoś młodego państwa, które mogłoby być dobrym partnerem dla Trizondalu (i nie tylko), to w zasadzie wybór polegał na strzale w stylu chybił-trafił. Zlepki nazw, które kompletnie nic nie mówią lub dają błędny obraz rzeczywistości. Nie chcę, by odczytywano to na zasadzie „wszystko już było, a nowe jest słabe”, ale chyba nie mogę inaczej tego określić.
A jednak część z nich trzyma się całkiem dobrze, niestety nie tak dobrze, jak mogłyby wyglądać w latach ubiegłych, tylko na rok 2016. No dobrze, nie rodzą się jakieś wybitne mikronacje, to może chociaż współpraca pomiędzy obecnie funkcjonującymi państwami wygląda dobrze? Okazuje się, że też nie do końca tak, jak można byłoby oczekiwać. Ostatnimi czasy dużo mówiło się o szczytach, dużo się planowało, ale ostatecznie niczemu dobremu takie szczytowanie się nie przysłużyło. To może jakieś nowe inicjatywy? Niestety, z tym też nie jest zbytnio rewelacyjnie, że o dobijaniu trupa pod nazwą Our Sound nie wspomnę. Idea tego konkursu wyczerpuje się w momencie, gdy zamiast wybrać piosenkę, którą można zidentyfikować z danym państwem, wybiera się jakieś popularne wyjce i wrzuca do propozycji z nadzieją, że może dobry wynik na takim graniu można wyciągnąć. Ze sportem też już nie jest tak dobrze, jak jeszcze 2 lata temu, gdy udało się zorganizować konkursy w różnych konkurencjach, nie ograniczając się wyłącznie do piłki nożnej, która też przechodzi różne perturbacje, przechodząc z rąk jednej mafii do drugiej.
Przeszłość mamy już wstępnie omówioną, ale co z diagnozą na przyszłe lata? Jeśli w mikroświat nie wstąpi jakaś nowa fala ludzi kreatywnych, którzy wreszcie zatrzymają tę postępującą modę na marazm dookoła, jeżeli w każdym z nas nie zaczną pałętać się myśli o jakiejś zmianie, to o dobrej sytuacji wirtualnego polskiego globu nie ma co mówić. Bez nowego tchnienia nasz światowy wóz daleko nie pojedzie. Gdzie zatem ich szukać? Przede wszystkim trzeba liczyć się z tym, że trzeba się otworzyć na media społecznościowe. Nie ograniczać się do konta na Facebooku czy do wysyłania jednego twitta raz na miesiąc. Już dobrze zaplanowana kampania promocyjna może przynieść dobre owoce. Po dobrej reklamie trzeba mieć coś do zaoferowania już podczas pierwszej wizyty na forum państwa. Suche teksty czy proste grafiki nie wystarczą – jeśli chcemy myśleć o większej liczbie mieszkańców, to musimy być atrakcyjni od strony graficznej oraz czysto zabawowej. Dzisiaj zamiast tego mamy ogólnoświatowe portale, na których ostatni człowiek pojawił się jakieś dobre lata temu, nie mamy żadnej, aktywnej w dużym stopniu swoistej Wikipedii na temat wszystkich państw. Wszystko wieje trupem, więc jak tutaj można liczyć na świeży napływ ludzi, skoro jest tak, jak jest?
Zawsze można iść w bardziej alternatywne metody powiększania liczby v-światowej ludności poprzez publiczne przyzwolenie na klony. Takie głosy pojawiają się w wielu różnych miejscach mikroświata. Skoro nowi się nie pojawią, to dajmy szersze pole manewru dla tych, którzy bawią się w wirtualne państwa codziennie. Gdyby nie było już innego wyjścia, to wtedy tylko takie rozwiązanie zostaje, ale czy o to nam chodziło, gdy po raz pierwszy witaliśmy się ze swoimi ojczyznami? Czy nie woleliśmy dużego państwa, w którym można wiele zrobić zamiast państw dwuosobowych, gdzie poza zabawą dla samego siebie nie można zrobić praktycznie nic więcej? Po co nam wtedy marnować czas na kreowanie choćby pięciu różnych tożsamości dla samego podwyższania wskaźników i statystyk. Miejmy nadzieję, że tylko złowroga i nieprawdziwa perspektywa zmian, choć nie liczmy na to, że lepsze czasy nadejdą same z siebie…
RDH